czwartek, 30 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 3

 NIESPODZIEWANA WIZYTA


    Nie zostawiaj mnie samej…
    Słowa Andrei wciąż na nowo rozbrzmiewały w mojej głowie, wywołując żal i jednocześnie przyprawiając mnie o ataki szału. Wwiercały się w najgłębsze zakamarki umysłu, wyciskając łzy z oczu, które za wszelką cenę chciałam powstrzymać, jednak ciekły ciurkiem po policzku. Szybko starłam je wierzchem dłoni.
    Podbiegłam do stojącego w rogu pokoju odtwarzacza i wcisnęłam play, nie sprawdzając nawet, jaka płyta była włożona. Podgłośniłam muzykę maksymalnie, byleby zagłuszyć słyszalny tylko dla mnie głos przyjaciółki, który był coraz bardziej natarczywy.
    Nie słyszałam ani melodii, ani tekstu lecącej piosenki. Wiedziałam jednak, że wokalista bełkotał coś o nieszczęśliwej miłości i odrzuceniu, bo nieraz słuchałam tego utworu,  więc czym prędzej z powrotem ściszyłam muzykę. Usiadłam na podłodze przy ścianie i oparłam się o nią. Wypłakałam po drodze już wszystko, co się dało, więc moim policzkom w końcu było dane wyschnąć. Oczom troszeczkę zajmie dojście od siebie i pozbycie się opuchlizny, jednak nie zwracałam na to uwagi.
    Co się ze mną dzieje?
    Zadawałam sobie to pytanie od pierwszych kropel łez, które zmoczyły mi przód koszulki, kiedy pędziłam w stronę metra. W tamtym momencie chciałam jedynie dostać się do mojego przytulnego pokoju, gdzie mogłam się na spokojnie wyżalić pomalowanym na turkusowo ścianom. Po drodze przepychałam się wśród tłumu, wciskając ludziom łokcie w żebra i zmuszając ich, by się odsunęli. Patrzyli na mnie z wyrzutem, nieraz usłyszałam wysłane w moją stronę przekleństwo, ale miałam to gdzieś.
    Kiedy siedziałam już w metrze i bezmyślnie gapiłam się na przesuwającą się za oknem ścianę, jakiś chłopak usiadł naprzeciwko i zerknął na mnie z ukosa. Zawahał się, wkładając rękę do kieszeni, ale ostatecznie wyjął paczkę chusteczek i podsunął mi pod nos.
    - Chcesz? – spytał uprzejmie.
    Zgromiłam go spojrzeniem.
    - Odwal się! – warknęłam, wstałam i zajęłam miejsce po drugiej stronie wagoniku.
    Wciąż nie wiem, dlaczego potraktowałam tak wtedy tego Bogu ducha winnego chłopaka, który tylko chciał pomóc. Mogę jedynie bronić się faktem, że nie panowałam nad emocjami wywołanymi wyznaniem Andrei.
    Schowałam twarz w dłonie i westchnęłam ciężko. Pod powiekami pojawił mi się obraz trzymającej się za ręce pary, zwróconej tyłem, wiec nie widziałam twarzy zakochanych. Dziewczyna śmiała się ze słów wypowiedzianych przez partnera. Szturchnęła go lekko w bok, na co tamten zareagował błyskawicznie; złapał ją w talii, przerzucił sobie przez ramię i zaczął kręcić się wokół własnej osi, dzięki czemu mogłam zobaczyć ich twarze. Jego rozczochrane brązowe włosy i ciepłe spojrzenie. Jej ciemniejszą karnację i olśniewający uśmiech. Jonathan i Andrea…
    Zadzwonił dzwonek do drzwi. Podskoczyłam gwałtownie.
    W pierwszej chwili pomyślałam, że to Derek, ale był piątek, a on do niedzieli miał nocować u Melanie. Mama wyjechała w interesach i wróci koło środy. Gdyby którekolwiek z nich miało wrócić wcześniej, powiadomiliby mnie o tym, chociażby po to, żeby mnie nie przestraszyć tak jak teraz.
    Czyżby Andrea?
    Podniosłam się powoli z podłogi, zerknęłam w lustro wiszące na ścianie obok drzwi. Nie wyglądałam już tak źle – opuchlizna częściowo  zeszła, a żyłki nie były tak bardzo widoczne. Szybko przeczesałam włosy palcami i poprawiłam koszulkę, która mocno się pogniotła. Mimo wszystko nie chciałam, by dziewczyna zobaczyła mnie w opłakanym stanie, zwłaszcza po tym, jak obwieściła mi, że zakochała się w Jasie.
    Dzwonek do drzwi rozbrzmiał jeszcze raz. I kolejny.
    Andrea zawsze dzwoniła tylko raz, później pukała.
    Powoli opuściłam pokój, przeszłam kilka kroków korytarzem i stanęłam u szczytu schodów. Zawahałam się. To na pewno nie była ona. Nie takie miała zwyczaje, a gdyby coś się stało, poinformowałaby mnie o tym lub po prostu weszła bez pukania. Miała klucz od mojego domu, tak jak ja od jej mieszkania, na wszelki wypadek.
    Pukanie zamieniło się w walenie pięściami o drewniane drzwi, które momentalnie zaczęły drżeć. Przez głowę przeleciało mi tysiące myśli. Złodziej? Nie, na pewno nie, przecież nie pukałby, to oczywiste. Morderca? To samo. A więc kto?
    W końcu moje nogi ruszyły się z miejsca i zbiegłam szybko na sam dół, by przypadkiem nie zmienić po drodze zdania i nie zamknąć się w pokoju. Dopadłam klamki w ciągu kilku sekund. Nabrałam powietrza w płuca, odczekałam chwilę i wraz z wydechem otworzyłam drzwi.
    Pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, była krew. Dużo krwi, plamiącą białą koszulkę i niechlujnie zapiętą do połowy kurtkę. Przeniosłam wzrok na szyję gościa – widniała na niej długa, cięta rana, z której wypływała ciemna posoka. Na końcu odważyłam się spojrzeć jeszcze wyżej, by poznać twarz pobitego.
    W progu mojego domu stał dotkliwie pobity Ryan. 

    W pokoju panowałaby idealna cisza, gdyby nie dźwięk grającego telewizora i plusk kropel wpadających do miski z wyciskanej szmatki. Pogodynka na ekranie zapowiadała nocną burzę z piorunami i gradem. Kiedy skończyła mówić, na jej miejsce wskoczyła reklama nowych żelków, które w smaku były tak paskudne, że nawet patrzenie na opakowanie przyprawiało ludzi o mdłości.
    Zamoczyłam napęczniały czerwoną cieczą kawałek materiału, wykręciłam go dokładnie i wróciłam do wycierania zaschniętej krwi z policzka mojego pacjenta. Siedzieliśmy w salonie – Ryan oparty plecami o zakryte ręcznikiem krzesło, by przypadkiem go nie pobrudzić, a ja klęczałam przed nim, raz po raz przesuwając szmatką po jego twarzy. Nie rozmawialiśmy; kiedy zobaczyłam go w tym stanie w drzwiach, wciągnęłam go do środka, dla bezpieczeństwa zaryglowałam drzwi i opatrzyłam najgorzej wyglądające rany.
    Ryan nie chciał, żebym dzwoniła po karetkę. Nie chciałam go słuchać, więc wyrwał mi z ręki telefon i wyrzucił go przez kuchenne okno.
    - Nic nie rozumiesz – wysapał. – Jeśli przyjdą i zabiorą mnie do szpitala, podadzą mi coś przeciwbólowego, a przez to świństwo już na pewno sobie nie przypomnę, co się stało.
    Od tamtej pory wściekałam się na niego, więc nawet nie próbował rozpocząć rozmowy. I dobrze.
    Mimo to nie upierałam się przy swoim i sama się nim zajęłam, bez pomocy szpitala. Byłam ciekawa, kto go tak potraktował i dlaczego przyszedł akurat do mnie.
    Ryan zasyczał głośno, kiedy końcówka materiału przesunęła po jego wrażliwej na szyi ranie.
    - Przepraszam – mruknęłam, oblewając się rumieńcem i ponownie obywając szmatkę. Woda w misce zabarwiła się już na różowo.
    - Nie szkodzi.
    Wróciłam do pracy, starając się nie zerkać w stronę chłopaka. Podświadomie czułam, że mnie obserwuje.
    Kiedy po dwudziestu minutach wyszorowałam go najdokładniej jak mogłam, zabrałam się do sprzątania. Wiedziałam, że ani mama ani  Derek nie pojawią się w domu, jednak ostrożności nigdy za wiele. Gdyby postanowili wrócić wcześniej, zobaczyliby umazane w krwi drzwi frontowe i kawałek podłogi w salonie. Wylałam więc czerwoną wodę, starannie umyłam ścierkę, zmyłam podłogi i zajęłam się drzwiami. Zajęło mi to dość sporo czasu, ale kiedy wróciłam do salonu, Ryan wciąż siedział na podłodze, jednak jego twarz nie była już obojętna, tak jak przez ostatnią godzinę – gorączkowo się nad czymś zastanawiał, marszcząc brwi i delikatnie stukając palcem w podbródek.
    Nie chciałam mu przeszkadzać, ale moja stopa sama trafiła na skrzypiący kawałek podłogi. Ryan poderwał się do góry.
    Odruchowo wyciągnęłam w jego stronę rękę.
    - Wystraszyłam cię?
    Chłopak spojrzał na mnie rozszerzonymi oczami, jakby zapomniał, że nie jest sam. Jego oddech zaczął spowalniać.
    - Nie. Tylko się zamyśliłem.
    Zmierzyłam go od stóp do głów. Jego koszulka i spodnie były całe brudne, w błocie i krwi. Jego włosy również nie wyglądały zbyt dobrze.
    - Zaczekaj tutaj – poleciłam, wycofując się z pokoju. Ryan kiwnął głową, patrząc gdzieś na ścianę.
    Wygrzebałam z szafy Dereka jakieś ubrania. Wiedziałam, że na Ryana będą odrobinę za duże, ale musiał zadowolić się tym, co było pod ręką. Wróciłam do niego po kilku minutach i gestem wskazałam mu łazienkę na końcu korytarza. Poszedł tam bez słowa. Po chwili usłyszałam szum lecącej z prysznica wody.
    To spotkanie z pewnością było dziwne. Nie chodziło im tylko o to, że przyszedł do mojego domu uwalany w czerwonej posoce, niewątpliwie tuż po bójce. Chodziło raczej o to, że nie potrafiliśmy już ze sobą rozmawiać. Nie było tak, jak przed wypadkiem – tematy do rozmów przychodziły same, potrafiliśmy przegadać razem całą noc. Może to i dziwne, że chłopak ma ochotę prowadzić długie pogawędki z dziewczyną, ale mi to nie przeszkadzało – kiedyś Ryan był nie tylko moim chłopakiem, ale też przyjacielem.
    Kiedyś.
    Zamyśliłam się tak bardzo, że nawet nie zauważyłam powrotu mojego gościa. Usiadł obok mnie na kanapie i zaczekał, aż na niego spojrzę.
    - Co ty tu robisz? – spytałam bez owijania w bawełnę. Mimo iż dzieliła nas cała szerokość kanapy, starałam się wbić jak najbardziej w oparcie, żeby być zwiększyć odległość.
    Długo czekałam na odpowiedź. W telewizorze leciała właśnie reklama proszku do prania; salon wypełniła wesoła muzyczka i głos aktorki grającej matkę dwójki niesfornych dzieci, które ubrudziły białe koszuleczki błotem i farbą.
    - Nie pamiętam – szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
    Zmarszczyłam brwi.
    - Jak możesz nie wiedzieć, po co przyszedłeś?
    - Ktokolwiek mi to zrobił… - wskazał na rany widniejące na szyi i skroni - … musiał mocno uderzyć mnie w głowę. Wiem jedynie, że kilka godzin temu wyszedłem z domu, żeby spotkać się z Amel… ze znajomą i po drodze coś mnie zatrzymało. – Westchnął. – Tylko tyle.
    Zbyt pogrążona w rozmyślaniach nawet nie zareagowałam podczas jego wzmianki o Amelle.
    - Uczestniczyłeś w bójce?
    - Chyba nie. Nie, to nie była bójka. Na pewno.
    Załamałam ręce.
    - Więc co?
    Cisza.
    Wstałam z kanapy i zaczęłam krążyć po pokoju. Skrzyżowałam ręce na piersi i w myślach powtarzałam sobie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Udało mi się wytypować trzy pewne rzeczy. Pierwsza: Andrea jest zakochana w Jonathanie. Druga: Ryan najwidoczniej doznał wstrząśnienia mózgu i trzeba dzwonić po karetkę. Trzecia: to naprawdę paskudny dzień.
    - To nie ma sensu – powiedziałam w końcu, idąc w stronę telefonu. Leżał na komodzie; tylko on był teraz do dyspozycji, bo ten z kuchni dziwnym trafem znalazł się już w ogrodzie.  – Masz coś z głową, a ja nie chcę zostać obarczona winą, jeśli okaże się, że coś poważnego ci się stało, a ja nie wezwałam pomocy.
    Sięgnęłam po słuchawkę. Już miałam wykręcić numer, kiedy przerwał mi cichy krzyk Ryana:
    - Zaczekaj!
    Odwróciłam się w jego stronę. Wpatrywał się w telewizor. Na ekranie pojawiła się siedząca przy biurku kobieta. Za nią widniał wielki szyld z napisem „HOT NEWS”.
    - Mamy dla was informację z ostatniej chwili – zaczęła, wpatrując się z powagą w obiektyw kamery. – Godzinę temu, niedaleko obrzeży miasta, doszło do morderstwa. Zginęła siedemnastoletnia uczennica liceum imienia Richarda Caldwella. Szczegóły poda nam Anna Greenberg, która jest właśnie na miejscu zbrodni. Słuchamy cię, Anno.
    Obraz przeskoczył i pojawiła się przed nami stojąca na środku ulicy kobieta, szczelnie opatulona płaszczem, starająca się ignorować mróz.
    - Dziewczynkę znaleziono martwą w zaułku, tuż obok nieczynnej fabryki kosmetyków. Miała poderżnięte gardło. Specjaliści mówią, że nie było to samobójstwo. Sprawca uciekł, aktualnie policja jest na jego tropie. Więcej informacji za godzinę, w wiadomościach.
    Spojrzałam na Ryana, który wciąż wpatrywał się w ekran. Zastanawiałam się, czy znałam zamordowaną dziewczynę, kiedy przerwał mi jego wyprany z emocji głos.
    - To dlatego tutaj jestem – szepnął. – Wciąż nie wiem, co się stało, ale jedno jest pewne; byłem tam. Avery, ja widziałem jej śmierć. 


W rozdziale mogą pojawić się błędy, gdyż nie był sprawdzany przez betę. Miłego czytania, miśki!
Ah, no i jeszcze jedno... dobijcie do 10 komentarzy, to wstawię kolejną notkę. :D

11 komentarzy:

  1. Ojojoj! ile się tu dzieje!
    Zacznę od tego, że przykro mi się zrobiło gdy Avery nakrzyczała na tego chłopaka, który chciał jej dać chusteczkę. Niby taka błahostka a mi się smutno zrobiło...
    Zastanawiałam się kto tak puka. Napewno nie Andrea- tego byłam pewna. Przez chwilę obstawiałam Jonathana, a tu proszę Ryan!
    Zaczyna robić się bardzo niebezpiecznie.
    Moim zdaniem Avery zbliży się znowu do Ryana- trochę nawet tak specjalnie- będzie chciała sprawić by Jonathan był zazdrosny przez co może zrobić się naprawdę niezręcznie.
    Pozdrawiam serdecznie- twój największy fan :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy jak napiszę jeszcze 8 komentarzy to wstawisz kolejną notkę?
      kurcze.... CZYTAĆ TO I KOMENTOWAĆ!

      Usuń
  2. Hejka!
    Chciałabym ci powiedzieć, że nominowałam cię do LBA! :)
    Więcej informacji na: http://pograzonawsmutku.blogspot.com/p/lba.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny <3 Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pochłonęłam trzy rozdziały bez krótkiej przerwy. Ich długość mi jak najbardziej odpowiada, do tego podoba mi się twój styl i to, jak wrzucasz mało istotne fakty, które tylko ubarwiają historię i potrafią mi ją sobie lepiej wyobrazić (na przykład te reklamy :D) Co do wyznania Andrei z poprzedniego rozdziału - że co?! :o Ciekawe, jak to się wszystko potoczy, jak będzie wyglądała kolejna rozmowa Avery z przyjaciółką. Odnośnie wizyty Ryana i tego co się stało. Hm, na początku myślałam, że to Jace, a tu proszę - marnotrawny boy przychodzi. Kto go pobił i pokaleczył? Co się stało z tamtą dziewczyną i kim była? Rany, na początku myślałam, że to Amelle. Nie wiem czy się cieszę czy nie, że to prawdopodobnie jednak nie ona XD (Wiem, jestem okropna)
    Zdecydowany plus za to, jak opisujesz uczucia i emocje bohaterki! Bardzo fajnie się czyta, płynnie i przyjemnie. Jasa już na wstępie polubiłam, Ryan to taki typowy nastolatek, który nie wie, czego tak naprawdę chce. Nie mam wrażenia, że go nie lubię, raczej jestem do niego neutralnie nastawiona. Ciekawi mnie, czy odegra jakąś większą rolę w tym opowiadaniu. :) Andreę (nawiasem mówiąc lubisz chyba imiona na A? :D) również darzę sympatią, mimo tego że zakochała się w Jasie, eh.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału - coraz bardziej mnie intrygujesz! *.*

    Pozdrawiam ciepło i życzę dużo, dużo weny! Julss xx

    P.S. W wolnej chwili zapraszam do siebie na
    http://memoryisnotdevice.blogspot.com/ (fantasy) lub
    http://xtruehappiness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowne! *-*
    Czekam na następny rozdział xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam Twój blog dzięki Katalogowo, ale zdecydowanie nie żałuję ;)
    Przyznam, że szablon jest całkiem ładny, chociaż jakoś nie przekonuje mnie nagłówek. Nie wiem dlaczego, naprawdę!
    Fabularnie bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Avery to świetna postać; na pewno wzbudza sympatię, a przecież zadaniem postaci jest właśnie poruszanie czytelnika. Współczuję jej z powodu Andrei. Bardzo ciekawie to opisałaś. Nie czuło się znudzenia fragmentem, gdzie nie za wiele się dzieje, a to bardzo ważna i trudna do wyćwiczenia umiejętność. Jedno słowo, które absolutnie definiuje ten rozdział: RYAN! Kocham to imię z powodu jednego bardzo przystojnego i utalentowanego piosenkarza, dlatego każdy, kto je nosi, będzie moim ulubieńcem. Tak będzie i tym razem, a w każdym razie takie odnoszę wrażenie. A ta końcówka - genialna! Chcę więcej! Coś ty mi zrobiła, dziewczyno? Jestem ciekawa, czy Ryan rzeczywiście był na miejscu zbrodni i czy to on był tym, który odebrał tej biednej dziewczynie życie. Może te wszystkie rany powstały podczas samoobrony ofiary?
    No nic, pozostaje mi czekać na kolejny rozdział.
    Dodaję do obserwowanych i linków.
    Pozdrawiam, Native

    http://martwi-przed-switem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć.
    Averynette - skąd pomysł na to imię? Dwie minuty mi zajęło rozczytanie go. No dobra, może trochę wyolbrzymiłam. Bardzo oryginalne, podoba mi się.

    Historia faktycznie zalatuje trochę klimatem podobnym do „Darów Anioła” i „Szeptem”. Nie powiem, że mi to nie pasuje, swego czasu pochłaniałam te serie jak opętana.

    Nie podoba mi się postać Amelle. W sumie nic w tym dziwnego, tylko że ona jest tak pusta, że aż nie widzę dla niej ratunku. Wolę jak postać ma kilka twarzy.

    Ogólnie rzecz biorąc, ciekawa jestem, o jakie morderstwo chodzi i dlaczego Ryan jest z nim związany. Intryguje mnie również postać Jace'a. I nie dlatego, że ma takie, a nie inne imię ;) Po prostu liczę, że jest postacią rozwojową, takim czarnym koniem tego opowiadania. Pokładam w nim duże nadzieje.

    Obserwnę sobie, coby być na bieżąco, liczą, że to dobra decyzja.
    Pozdrawiam,
    Hagiri z http://www.rozmowy-miedzymiastowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ej, aż mi szkoda tego chłopaka w metrze, co to jej tylko pomóc chciał. A to wredna Avery, proszę ja ciebie!
    Ryan? Wtf? No dobra, na razie nic nie ogarniam, ale miałam cichą nadzieję, że to ten tajemniczy gość z pierwszego rozdziału lub właściciel łapki z drugiego. A to tylko zdradziej Ryan...
    Ło cholera, ciekawe rzeczy... Krótki będzie ten mój komentarz, bo w sumie rozdział niemal pochłonęłam, zapominając nawet o tym, by się zatrzymać i cokolwiek skomentować. A co do tego, co się wydarzyło, to od razu pomyślałam sobie, że to Ryan stoi za morderstwem tej dziewczyny. Bo oczywiście, on mógł być tylko świadkiem, któremu cudem udało się ujść z życiem i zwiać z miejsca zbrodni, ale jakoś tak pomyślałam od razu o nim jako o mordercy. Teraz zaś się zastanawiam, czy czasem zamordowaną nie jest ta cała przyjaciółeczka zakochana w Jonathanie. To byłoby dopiero ciekawe... Toć to by się Av kompletnie załamała! Bo raczej wątpię, by to była ta tępa blondyna. Może to być też ktoś zupełnie nieznany, choćby ta Andersonka czy jak jej tam, ta wspomniana w którymś tam rozdziale szara myszka. Ale mi się ciągle wydaje, że to Ryan zabił - byłoby super! No cóż, pewnym jest, że ma coś z tym wspólnego, a przez to, że zwiał do Avery, to i ona teraz jest w to cholerstwo zamieszana. Ale wiesz... mi ciągle brakuje tajemniczego gościa i właściciela wilgotnej łapki! Chyba że to jedna osoba - byłoby jeszcze lepiej!
    No dobra, idę czytać dalej, o ile coś jeszcze do czytania jest.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon by Impressole