sobota, 7 marca 2015

ROZDZIAŁ 1

 KONFRONTACJA


    Krzyki ludzi były na tyle głośne, że nie słyszałam słów przyjaciółki, która stała jedynie dwa kroki ode mnie. Cóż, mimo iż Caldwell nie zaliczało się do miast-gigantów (jak to nazywałyśmy z Andreą oddalony o kilkadziesiąt kilometrów Nowy Jork), to jego mieszkańcy potrafili imprezować, trzeba było to przyznać. A w Sylwestra to już w ogóle.
    Sylwester… Boże. To już rok? Naprawdę minęło okrągłe dwanaście miesięcy, od kiedy wpadłam w ten felerny poślizg i omal nie zginęłam w lodowatych wodach North River?
    No tak. Przecież połowę tego czasu przeleżałam w szpitalu. Bezbronna, niezdolna do mrugnięcia powiekami, poruszenia wargami, wydania nawet cichego jęku… pół martwa. Mózg wciąż  pracował, ale reszta nie chciała wrócić do działania. Moje ciało było tylko skorupą. Skorupą, w której zostałam uwięziona na sześć miesięcy, nieświadoma tego, co się wokół mnie dzieje. W tym czasie zdarzyło się tak wiele…
    Moja starsza siostra, Kourtney, została matką. Mały Chris jest przeuroczy, a mi jest przykro, że nie widziałam go na żywo jako noworodka - zostały mi tylko zdjęcia. Mój brat, Derek, który również jest ode mnie starszy, znalazł chyba swoją wybrankę serca. Z Melanie nie rozstają się  na krok, a za każdym razem gdy ich widzę, jest mi ciepło na sercu, że chociaż on i Kourt znaleźli już swoje miejsce na ziemi. Mi jeszcze do tego daleko.
    W czasie półrocznej „nieobecności”, mój chłopak Ryan wolał zająć się moim największym wrogiem i się z nią miziać w szkolnych schowkach na miotły, niż czekać, aż – cytuję – „raczę otworzyć oczy”. Akurat na jego nieszczęście, obudziłam się po dwóch tygodniach. Derek o wszystkim mi powiedział. Gdy wróciłam do szkoły, Ryan chodził po korytarzach z Amelle za ręce. Na widok jej wylewającego się z bluzki biustu, tlenionych blond włosów i sztucznych rzęs miałam ochotę zwymiotować i wybiec z klasy. Ale musiałam pamiętać o tym, że królowa szkoły się tak nie zachowuje.
    No właśnie. Mimo tego, że leżałam nieprzytomna sześć miesięcy w szpitalu, uczniowie Liceum imienia Richarda Caldwella wciąż mieli do mnie spory szacunek i uważali mnie za przywódczynię. Z tego co słyszałam, to Amelle starała się zająć moje miejsce, będąc święcie przekonana, że przez ten wypadek respekt ludzi do mnie ostro spadł. Nie powiodło jej się. Kiedy tylko przekroczyłam próg szkoły, wianek wielbicieli otoczył mnie jak mur, więc nie miała szansy zrobić mi na złość. Wyglądało na to, że przez to, że przeżyłam tak groźny wypadek, stałam się dla nich pewnego rodzaju bohaterką i odzwierciedleniem odwagi. Nie mam pojęcia dlaczego.
    Ja się tak nie czułam.
    Szczerze mówiąc, zaczęła mnie już męczyć ta wysoka pozycja w szkole. Czasami miałam ochotę nie wyróżniać się z tłumu, wyglądać tak jak Perrie Anderson, ta szara i cicha myszka z pierwszego rocznika, o której istnieniu dowiedziałam się tylko dlatego, że raz potrzebowałam szpiega, a ona była dość szczupła i niska, by zmieścić się w szparze między szafkami w szatni a ścianą i śledzić Ryana. Ale to było tak dawno…
    Jakby minęły wieki, a nie jedynie rok.
     Avery? Wszystko okej?
    Zamrugałam i spojrzałam na Andreę. Stała obok mnie, w ręku ściskając zamkniętą jeszcze butelkę alkoholowego szampana i wciskając zamarznięty nos w modny, czerwony szalik z delikatnego materiału. Jej ciemne włosy falowały lekko, a stalowoszare oczy zakryła peleryna łez, które chciał wycisnąć wiatr, ale dziewczyna dzielnie z nim walczyła. Nawet fakt, że ma ciemną karnację, nie dał rady ukryć różowych plam na policzkach wywołanych mrozem. Mimo tego wszystkiego, wciąż wyglądała ładnie.
     Co? Ach… tak, tak. Wszystko okej.
     Na pewno? Przez chwilę wydawałaś się być…  Zastanowiła się chwilę, szukając właściwego słowa. – Nieobecna.
    - Wydawało ci się – odpowiedziałam, chyba trochę zbyt ostro, bo przyjaciółka odwróciła wzrok i przerwała tę krótką wymianę zdań. Zrobiło mi się przykro. – And, przepraszam, ja nie…
    - Nie musisz przepraszać. – Spojrzała mi w oczy. Wydawała się nie być już urażona. To była jedna z cech, którą lubiłam w niej najbardziej: nie chowała urazy.
     Po prostu…  westchnęłam. – Po prostu od kiedy wyszłam ze szpitala, cały czas ktoś mnie pyta, czy wszystko okej, czy dobrze się czuję, czy jest w porządku… Ale tak nie jest! – wyrzuciłam z siebie. I tak nie było sensu tego dłużej kryć.
    Zobaczyłam w jej oczach iskierkę zrozumienia. Złapałam się jej, jakbym była rozbitkiem na środku oceanu, a ona ostatnim kołem ratunkowym. Musiałam się w końcu komuś wyżalić. Dusiłam to w sobie zdecydowanie zbyt długo. W szkole i w domu przybierałam maskę obojętności, gdy poruszano temat wypadku, a w nocy leżałam w łóżku i płakałam. Musiałam to z siebie wyrzucić, bo czułam, że od nadmiaru tego żalu, smutku i strachu zaraz wybuchnę.
    Odeszłyśmy na bok, opuszczając rozgadany tłum i usiadłyśmy na ławce kilka metrów dalej, pod wysokim dębem.
     Nie wiesz, jak to jest, leżeć półmartwa na łóżku w szpitalu przez okrągłe pół roku – zaczęłam niepewnie. - Czasami słyszałam, co do mnie mówicie, tylko kilka słów, same sylaby, cichy szloch… ale to mi wystarczało. Dużo gorzej było, kiedy nie słyszałam nic, byłam pogrążona w ciemności. Cisza była tak gęsta, tak przytłaczająca, tak ciężka… W takich chwilach nie potrafiłam myśleć o niczym innym prócz wypadku. Przypominałam sobie te najgorsze momenty, kawałek po kawałku, a kiedy dochodziłam do momentu, w którym tracę przytomność, wszystko zaczynało się od nowa. I tak w kółko…
    Zorientowałam się, że płaczę, dopiero w chwili, gdy Andrea podała mi chusteczkę. Przyjęłam ją z wdzięcznością, a kiedy zatamowałam łzy, kontynuowałam:
     Lubiłam, kiedy mnie odwiedzałaś. I kiedy przychodził Derek. I Kourtney. Nie przeszkadzał mi nawet płacz Chrisa, wręcz przeciwnie, odprężałam się przy nim. A później Kourt go uspokajała, śpiewając kołysanki. Wiem, że to było zaledwie kilka tygodni po wypadku, bo od tamtej pory płacz małego się zmienił. Głos Kourtney też, ledwo, ale jednak.
    Nagle zdałam sobie sprawę, jak wiele szczegółów zapamiętałam. Normalnie nigdy bym tego nie zauważyła, nawet po rocznej przerwie od spotkań z rodziną. Na sto procent nie poznałabym, że dźwięk ich głosu jest odrobinkę niższy lub wyższy.
    Dziwne.
    Andrea objęła mnie ramieniem, a ja przyjęłam jej chęć niesienia ukojenia i spokoju. Oparłam się o nią i nie przeszkadzało mi, że tuliła mnie do siebie. Normalnie w miejscu publicznym nie pozwoliłabym na to nikomu, żeby nie wyjść na mięczaka przez wszystkimi moimi „wielbicielami”. To czasami  było męczące. Nawet częściej niż czasami.
    - Dziesięć! Dziewięć! Osiem!
    Skandowanie tłumu sprowadziło nas na ziemię, więc wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę placu. Nie musiałam przepychać się między ludźmi, sami się odsuwali. Stanęłam z Andreą niedaleko wieży zegarowej, odliczając razem ze wszystkimi.
    - Siedem! Sześć! Pięć!
    Poczułam na sobie czyjś wzrok. Odruchowo rozejrzałam się, ale nikogo podejrzanego nie zauważyłam. Po krótkiej chwili dziwne uczucie zniknęło.
     Cztery! Trzy! Dwa!
    Nagle go dostrzegłam. Stał wśród ludzi, odwrócony tyłem do wieży, zza której za moment miały za moment wylecieć fajerwerki. Patrzył wprost na mnie. Czułam to, bo nie widziałam jego twarzy – zasłaniał ją kaptur. Po postawie i szerokich ramionach rozpoznałam, że to mężczyzna.
     Jeden! Nowy rok!
    Niebo oświetliły tysiące kolorów, od ciemnego granatu, przez jasną zieleń, po płynne złoto. Przez chwilę odwróciły moją uwagę, a krzyki tłumu mnie ogłuszyły. Kiedy znów spojrzałam na tamtego chłopaka, nie było go. Zniknął. Nie zauważyłam go też nigdzie indziej.
    Musiał sobie pójść.
     Szczęśliwego Nowego Roku! – Andrea uścisnęła mnie serdecznie i ucałowała moje policzki. Otworzyła butelkę szampana, a korek z hukiem odleciał kilka metrów dalej.
    Następne dziesięć minut spędziłam na przyjmowaniu życzeń od znajomych. Wśród nich zauważyłam Perrie, Ashtona i Sylvię. Ashton był niewysokim chłopakiem o przeciętnej urodzie. Poznałam go dzięki jego siostrze, Sylvii, z którą niegdyś chodziłam na lekcje śpiewu. Zrezygnowałam po miesiącu, bo mi się znudziło. Zdecydowanie wolałam taniec.
    - Mam nadzieję, że dobrze się bawisz – usłyszałam gdzieś z tyłu. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w orzechowe oczy wysokiego (i naprawdę przystojnego) bruneta, które śmiały się, patrząc wprost na mnie. – Bo ja od tego momentu doskonale. – Pochylił się i lekko mnie przytulił.
    Jonathan.
     Cześć, Jace. – Uśmiechnęłam się delikatnie, odwzajemniając uścisk.
    Od kiedy tylko znamy się z Jonathanem – czyli jakieś dziesięć lat – zawsze czułam się bezpiecznie w jego towarzystwie. Kiedy byłam zaledwie dziewięcioletnią dziewczynką, uratował mnie od wściekłego kota, który z niewiadomych przyczyn rzucił się na mnie i zaczął mnie zaciekle drapać. Odgonił go wtedy wodą z węża ogrodowego. Kilka lat później złapał mnie, kiedy prawie wpadłam do studni na wsi u dziadków. No i w końcu w zeszłym roku to on zadzwonił po pomoc, gdy mój samochód zniknął w ciemnych falach North River. Jechał za mną, by sprawdzić, czy bezpiecznie trafię do domu, kiedy to się stało.
    Pocałował mnie w czoło i przywitał się z Andreą. Zrobiło mi się dziwnie zimno, kiedy wypuścił mnie ze swoich ramion, ale wciąż czułam ten wszechogarniający spokój, który przychodził zawsze, gdy wdychałam jego zapach – domu, pierników jego mamy i lekki odorek benzyny. W końcu był mechanikiem. Ale mnie to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - to chyba właśnie tę woń lubiłam najbardziej.
    Chwilę później spokój się rozwiał, wraz z chwilą, w której poczułam mocne perfumy waniliowe, od których zakręciło mi się w głowie.
     Cześć, Averynette – powiedział ktoś sarkastycznie. Od razu poznałam ten głos, wysoki, przesycony nienawiścią i sztuczną słodyczą.
     Amelle. – Przywitałam ją chłodnym spojrzeniem.
    Mogłam się spodziewać tego, że jak zawsze za jej plecami będzie stał wierny stróż Ryan, ale i tak lekko zakuło mnie w piersi na jego widok. Źle się czułam, widząc, jak stacza się pod jej wpływem. Biedny, biedny Ray…
      Ach, cudowne rozpoczęcie roku – westchnęła Amelle, odrzucając głowę w tył i wdychając  zapach petard i alkoholowego szampana, który teraz u wszystkich lał się strumieniami. – Jakie macie postanowienia? – Znów skierowała spojrzenie swoich niebieskich oczu na nas. Nie dała nikomu dojść do słowa. – Bo ja już wybrałam. Chcę dojść na sam szczyt. Nie zawaham się przed niczym, by tego postanowienia dotrzymać. W końcu czas na zmiany, nieprawdaż? – Spojrzała na mnie znacząco i zaśmiała się szyderczo. Za nią Ryan stał i patrzył się na wciąż strzelające fajerwerki. Nie mieszał się w naszą wymianę zdań. A raczej jej atak na mnie.
     Miło, że pytasz – odparłam spokojnie, chociaż w środku cała drżałam ze złości. –  Na sam szczyt, powiadasz? Oj, to chyba trochę czasu ci to zajmie, bo z dna jest tam daleka droga. – Uśmiechnęłam się kpiąco. -  Ja natomiast mam zamiar sprawić, byś w końcu przestała robić z siebie idiotkę. Może dać ci numer do swojego fryzjera? – Dotknęłam swoich gęstych i miękkich pukli brązowych włosów, patrząc na jej blond welon spływający po plecach. – Bo chyba twój nie wie, jak używa się farby. Masz straszne odrosty, a z tym nie wyglądasz zbyt dobrze. – Zrobiłam smutną minę i wzruszyłam ramionami.
    Podczas gdy ja starałam się zachować spokój, Amelle cała wrzała ze złości. A może nawet żywej furii.
     To jeszcze nie koniec. Pożałujesz tych słów, suko – syknęła w moją stronę, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w swoją stronę, ciągnąc za sobą Ryana. Chłopak natomiast odwrócił się i spojrzał na mnie przez moment. Zdziwiłam się, bo wyglądał tak, jakby chciał mnie przeprosić za zachowanie jego dziewczyny…
    Albo za coś innego. 

19 komentarzy:

  1. PIERWSZA!
    zamawiam miejsce na komentarz :) a teraz lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO przeczytałam!
      Rozdział naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie, podjęłaś się bardzo mocnej tematyki i idzie Ci to wyśmienicie :)
      Swoją drogą szkoda mi Avery, wypadek a z drugiej strony ciężki powrót do rzeczywistości.
      I do tego jeszcze te blond czupiradło, z którym mam nadzieję Av sobie poradzi :D

      Pozdrawiam, i obserwuję!
      http://druga-szansa-od-zycia.blogspot.com

      Usuń
  2. Zdecydowanie ten rozdział bardziej odzwierciedla Twój talent, niż tamten prolog. Co prawda, pojawiło się kilka błędów, które dałoby się skorygować... Nie chciałabyś może bety? W razie mogę się zająć opowiadaniem, jeśli oczywiście chcesz (:
    Nie dziwię się, że Avery bała się wrócić do szkoły po wypadku. Nie dość, że miała masę zaległości, to jeszcze jej głupi chłopak i Amelle. Zdecydowanie wyrwałabym jej włosy na miejscu Av, haha. Czy czasem ona nie jest zakochana w Jonathanie (cudowne imię)? Te uczucia, które opisałaś, powoli zbliżają się do miłości... Chyba że on jest gejem, to co innego. :p
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, całkowicie zapomniałam napisać na końcu, że poszukuję bety! Owszem, bardzo by mi to ułatwiło sprawę, patrząc na to, że jako autorka tekstu nie widzę większości błędów i przesuwam jedynie wzrokiem po rozdziale, bo wiem, co tam pisze (a przynajmniej powinno pisać). Napisz do mnie proszę na e-mail (elise.brinnan@gmail.com), to podeślę Ci kolejny rozdział, który jest już gotowy.

      Usuń
  3. Zaczyna się ciekawie <:
    Denerwuje mnie ta Amelle... Jak ja nie lubię takich wrednych, mało inteligentnych osób...
    Jak na razie moją ulubioną postacią jest Jonathan ♥ Wydaje się być taki miły i przyjacielski. Nie obraziłabym się gdyby był z Avery ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podoba mi się Amelle... Boję się, że ta dziewczyna jest w stanie zrobić naprawdę dużo, by dostać się na sam szczyt. Po trupach do celu...
    Avery jest za to bardzo sympatyczna. Podoba mi się to, że mimo iż jest sławna w szkole, wszyscy ją znają, to ona nie przejmuje się tym. Mam nawet wrażenie, że nie chcę być w centrum uwagi.
    Oh i opis Jonathana! ♥ ♥ ♥
    Jak już mówiłam po przeczytani prologu, bardzo lubię to opowiadanie! CUDOWNE! Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!

    ~witaj-w-symulacji.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja się grzecznie pytam: czemu taki krótki?
    Mam niedosyt. Chcę więcej, zrób coś z tym :(
    Rozdział świetny, nic dodać nic ująć. Za szybko go pochłonęłam... chyba przeczytam sobie jeszcze raz XD
    Masz talent i nie wstydzisz się go pokazać :D Wielki plus za to.
    Czekam na kolejne przygody i dziękuję za powiadomienie :)

    Pozdrawiam.
    http://anja-sora.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od Amelle.
    Na początek powiem , że znam kogoś takiego naprawdę. Wygląd zupełnie podobny i imię też na A.:)
    Sądzę , że Avery sobie z nią poradzi. Po tym jak przetrwała ten wypadek , widać , że jest silna.
    I Jonathan taki cudny ;* Polubiłam go praktycznie od pierwszego słowa. I uwielbiam to imię....
    A teraz sama Avery.
    Jej postać ogólnie mi się podoba , zdziwiło mnie ( pozytywnie oczywiście) to , że chociaż jest " królową szkoły" nie zadziera nosa.
    Naprawdę świetnie piszesz. Lekko się czyta i w ogóle.
    Widać że naprawdę masz talent.
    Czekam na więcej
    Diane

    OdpowiedzUsuń
  7. Zacznę od Amelle.
    Na początek powiem , że znam kogoś takiego naprawdę. Wygląd zupełnie podobny i imię też na A.:)
    Sądzę , że Avery sobie z nią poradzi. Po tym jak przetrwała ten wypadek , widać , że jest silna.
    I Jonathan taki cudny ;* Polubiłam go praktycznie od pierwszego słowa. I uwielbiam to imię....
    A teraz sama Avery.
    Jej postać ogólnie mi się podoba , zdziwiło mnie ( pozytywnie oczywiście) to , że chociaż jest " królową szkoły" nie zadziera nosa.
    Naprawdę świetnie piszesz. Lekko się czyta i w ogóle.
    Widać że naprawdę masz talent.
    Czekam na więcej
    Diane

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej;) Zareklamowałaś się, więc jestem. I muszę Ci powiedzieć, że nie potrzebowałam wiele by wkręcić się w to opowiadanie. Jeden rozdział a mi już się bardzo podoba! Pomysł z wypadkiem jest moim zdaniem świetny i nie spotkałam się z czymś takim wcześniej, a za to duży plus. Widać, że wiele się zmieniło przez te 6 miesięcy. Ktoś urodził dziecko, ktoś się zakochał, ktoś okazał zdrajcą i szują. Jak to niewiele trzeba by wszystko się odwróciło! Przede wszystkim ciekawi mnie wątek tej walki między Avery, a Amelle. Nie ulega wątpliwości, że ta druga z całych sił pragnie zająć miejsce Avery, ale raczej wątpię, że ta rywalizacja będzie prosta. Tamta wydaje mi się być taką typową blondynką, idiotką, która nie ma żadnych perspektyw. A Avery sprawia wrażenie mądrej i wartościowej dziewczyny. Ciekawi mnie również co siedzi w głowie tego całego Ryana. Nie mam mu do powiedzenia nic miłego! Pocieszył się pierwszą lepszą laską, zamiast czekać aż ukochana się wybudzi. Jest zwykłym palantem i mam nadzieję, że zrozumie swój błąd i zacznie go gorzko żałować. Bo nie zmienił dziewczyny na lepszy model...

    Reasumując: pierwszy rozdział, a my się już tyle dowiedzieliśmy. Świetnie! Życzę Ci dużo weny przy kolejnym ;*
    Pozdrawiam!

    A w wolnej chwili zapraszam do siebie;) Moja reklama w spamie;)
    sila-jest-we-mnie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. W prologu było widać Twój kunszt pisarski. Był naprawdę prawdziwie napisany.
    Pierwszy rozdział był jeszcze lepszy. To jest naprawdę genialne.
    I ten pomysł z wypadkiem.
    Trochę postawa głównej bohaterki (przepraszam, ale nigdy nie mam głowy do imion) nie pasuje mi na "królową szkoły". Wiesz, dziewczynki o takie pozycji zazwyczaj są bezwzględne i wkurzające. Wiesz, o co mi chodzi? Rozumiem, że zmieniła się po wypadku, ale moim zdaniem to nie było by takie szybkie...
    To tak tylko wyraziłam się szczerze, ale pisz jak uważasz. To Twoje opowiadanie, nie wtrącam się. :)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Zapraszam także do siebie: we-are-a-broken-people.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej
    wpadłam do Ciebie skądśtam i myślę, że pozostanę sobie tutaj na dłużej; pod kocykiem i z kubkiem ciepłej herbatki w rączce :3 Bardzo fajnie piszesz, nie mam żadnych zarzutów do historii, oprócz tego, że jest jej tak mało opublikowanej. Błędów nie wyłapałam, albo może nieuważnie czytałam (raczej skłaniam się ku pierwszej opcji). Ciężko mi jest wypowiedzieć się zaledwie po pierwszym rozdziale, ale z tego co zauważyłam w późniejszych rozdziałach może zrobić się naprawdę ekscytująco, więc będę na nie czekała z niecierpliwością. Tak jak moja przedmówczyni pisała, główna bohaterka jest troszeczkę niewyraźna (jak w reklamie Rutinoscorbinu xD), ale mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach pokaże na co ją stać. Za to jak na razie moje największe zainteresowanie wzbudził tajemniczy chłopak - mam nadzieję, że szybko się znowu pojawi mrau :3
    No nic, pozostaje mi jedynie czekać i życzyć weny.
    Pozdrawiam,
    Amnesia
    P.S. Jak znajdziesz wolną chwilę zapraszam do siebie http://are-you-alice-girl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Wpadłam przez czysty przypadek i spodobało mi się! Avery po wypadku przypomina mi trochę mnie - nie chce być na szczycie, wyróżniać się z tłumy - niekiedy mam tak samo!
    Kim jest tajemniczy chłopak w kapturze?! Zaintrygował mnie!
    Co do Ryana, to naprawdę mnie rozczarował, jak mógł wymienić Avery na kogoś takiego jak Amelle?! Swoją drogą ripsota Avery w końcówce była świetna! :D:D Już sobie wyobraziłam mine tej tlenionej blondyny :D
    Jestem bardzo ciekawa jak dalej rozwiniesz wątek :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. ,,Naprawdę minęło okrągłe dwanaście miesięcy od kiedy wpadłam w ten felerny poślizg i omal nie zginęłam w lodowatych wodach North River?'' - Przecinek przed ,,od kiedy''
    ,,Bezbronna, niezdolna do mrugnięcia powiekami, poruszenia wargami, wydania nawet cichego jęku… Pół martwa'' - To ,,pół'' powinno być z małej litery, bo to kontynuacja tej samej myśli.
    Jest problem z Twoją główną postacią. Wianuszek wielbicieli, serio? Pewnie jest piękna, inteligentna, zabawna i wszyscy ją kochają. Mary Sue w czystej postaci. Skoro jednak jest taka świetna, to czemu chodziła z kretynem, który nie poczekał dwóch tygodni, żeby zacząć się kręcić z dziewczyną, której wybór, jak rozumiem, jest szczytem złego gustu? Amelle też jest przerysowana, jako ta zła, wytapetowana tleniona blondyna. No i ten biust, jak ona śmie. Jasne, takie dziewczyny sobie żyją, ale każdy rozsądny człowiek ma je w głębokim poważaniu. Facet, który by się z taką związał musiałby być na podobnym poziomie. A to oznacza, że na podobnym poziomie była też główna bohaterka, bo ona związała się z nim.
    Nie piszę tego, żeby Ci zrobić krzywdę i Cię urazić, tylko dlatego, że jak na złość, z kolei Twój styl pisania jest nie najgorszy. Błędów dużo nie robisz, jakiś nieszczęsnych kwiecistych określeń nie wciskasz. Szkoda tylko, że Averynette jest wyciągnięta jak z marzeń gimnazjalistki.
    No nic, jeśli to właśnie sprawia Ci przyjemność, to pisz dalej, bo styl masz przyjemny. Domyślam się, że jesteś w wieku szkolnym, więc nie martw się - potrzeba posiadania idealnych bohaterek większości przechodzi wraz z wiekiem. Jeśli nie będziesz przerywać, to do tego czasu Twój styl będzie stał już na naprawdę wysokim poziomie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za zaznaczenie błędów dziękuję, już lecę poprawić, najwidoczniej ich nie zauważyłam, co dość często się zdarza, kiedy sprawdza się swój własny tekst.
      Nie ma problemu z moją główną postacią. :D To dopiero rozdział pierwszy, bo w sumie w prologu o głównej bohaterce dowiedzieć się niczego nie można. Wianuszek wielbicieli - serio. Nie chciałam robić kolejnej pokrzywdzonej pod względem braku przyjaciół dziewczynki, która łazi jak duch po świecie i nikt jej nie zauważa. Jakiej książki nie wezmę do ręki wszystkie główne bohaterki właśnie tak wyglądają, więc nie chciałam powielać schematu.
      Nie potrzebuję mieć idealnych bohaterek, ba, Avery do ideału bardzo daleko, ale skąd czytelnicy mogą to wiedzieć, skoro to dopiero początek powieści? Tak samo z resztą osób (czyt. Bryanem i Amelle) - jeśli zostaniesz tutaj, to z pewnością dowiesz się, jacy są i co nimi wszystkimi kieruje.
      Pozdrawiam serdecznie i przesyłam buziaki, chodząca do drugiej gimnazjum Eli.

      Usuń
  13. Skontaktowałam się z Tobą mailowo. Sprawdź skrzynkę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej! ;)
    Zaczyna się bardzo ciekawie, pomysł sam w sobie intryguje. Z chęcią będę czytać dalej. ^^
    Fajna główna bohaterka - nie jakaś szara myszka, bojąca się odezwać, tylko prawdziwa kobieta. Choć teraz jej życie się zmienia... I oczywiście wróg numer jeden, czyli zazdrosna idiotka, uznająca się za jakąś gwiazdę. Klasyka. :D
    Intryguje mnie ten tajemniczy chłopak w kapturze, pewnie jeszcze nieraz się pojawi... ^^
    Czekam na ciąg dalszy! <3
    Oceanu weny :*
    ~Rebecca~

    OdpowiedzUsuń
  15. Komentarz pojawi się pod nowym rozdziałem, a tu wypowiem się tylko o błędzie, który zauważyłam.
    „Moja starsza siostra, Kourtney, została matką. Mały Chris jest przeuroczy, a mi jest przykro, że nie byłam przy tym, gdy po raz pierwszy powiedział „Mama” i zaczął raczkować.”
    Jak dobrze rozumiem, Kourtney urodziła dziecko jak Avery była w 6- miesięcznej śpiączce? Jeśli tak to dziecko nie mogło jeszcze mówić (dopiero około roku dzieci potrafią powiedzieć „mama”, czy „tata”).

    OdpowiedzUsuń
  16. "Naprawdę minęło okrągłe dwanaście miesięcy, od kiedy wpadłam w ten felerny poślizg i omal nie zginęłam w lodowatych wodach North River?"
    ...kurde. A jednak nie umarła. Szczerze powiedziawszy, jestem w cholerę rozczarowana :< Mam pytanko, ale nie musisz na nie opowiadać, bo zapewne dowiem się w trakcie czytania, a zadając to pytanie, zaspakajam po części swoją ciekawość: to, że wpadła w poślizg, będzie miało potem jakikolwiek wpływ, czy to po prostu pomysł na ciekawy i emocjonujący prolog? ;> No nic, idę się szukać odpowiedzi na to moje małe pytanko!
    O, główna bohaterka przywdczynią? Tu mnie zaskoczyłaś. Generalnie fakt, akcja dzieje się w USA, więc to tłumaczy takie typowe amerykańskie szkółki, za którymi jednak nie przepadam. Najczęściej jednak bywa tak, że bohaterowie są tymi skulonymi cichymi myszkami nienawidzącymi "królowej". A tu proszę - jest zupełnie odwrotnie! Ciekawe podejście, ciekawe...
    Achaaa! Chyba mam już odpowiedź na swoje małe pytanko. Uraz psychiczny. No tak, to oczywiście nic dziwnego po takiej tragedii, ale to może mieć bardzo duży wpływ na fabułę, w sensie jej stan psychiki.
    Oho, chyba wypada zwrócić uwagę na ten jakże wyczulony słuch. Chodzi o fakt, że zauważyła zmianę w głosie swoich bliskich. Nie wierzę, by zostało to wspomniane bez powodu, poza tym sama bohaterka uznała to za dziwne. Zobaczymy, czy słusznie...
    Ojej... czyżby tajemniczy pan, który będzie śledził tajemniczą panią? Początkowo będą się na siebie wściekać, potem się w sobie zakochają, a następnie wspólnie będą walczyć ze złem, będąc gotów poświęcić się za tę drugą osobę? Wierzę w ciebie i mam nadzieję na coś oryginalniejszego, bo bardzo nie lubię takich prostych, wręcz banalnych miłosnych schematów.
    Wściekły kot? Ja miałam śmieszniejsze przygody, jak byłam mała, bo mnie często atakował... gęsior! Był serio wściekły, nienormalny i gorszy od psa ze wścieklizną!
    Ojeiii, kochany Jonathan, już go lubię ^ ^
    Prosiłaś, bym zwracała uwagę na błędy. Znalazłam jeden, niewielki, ale jednak: "to chyba właśnie tą woń lubiłam najbardziej" - "tę woń" c:
    "Albo za coś innego" - a za co Ryan miałby... a, dobra. Za to, że ją porzucił na przykład? Dobra, nie było pytania. No, jestem ciekawa, czy ten plastik faktycznie może coś namieszać. Wątpię, ale jedna cholera go tam wie - w końcu nie bez powodu się pojawiła w opowiadaniu, prawda?
    No dobra, to lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon by Impressole